środa, 2 grudnia 2015

Obserwator życia...

Ostatnio czuję się oderwana od rzeczywistości... Nic mnie nie obchodzi... Uczelnia, dom, rodzina, przyjaciele... To tak jakby żył ktoś inny, a ja bym tylko go obserwowała. Ten nastrój ogarnął mnie całkowicie w sumie dopiero wczoraj i staram się z niego otrząsnąć.
Idąc ulicą nie widzę mijanych ludzi... Słuchawki i myśli to teraz wszystko, co mnie otacza. Pewnie nie zauważyłabym nawet, gdyby wszyscy nagle zniknęli albo zaczęli chodzić nago.
Czasami mam ochotę przysiąść na ławce i obserwując ludzi, zacząć dorabiać im historie... Matka z dzieckiem. Starszy pan. Gromada roześmianych gimbusów. Jednak rzadko w takich wypadkach wyobrażam sobie, co by było gdyby: nagle rozpoczęła się apokalipsa zombie, z nieba spadły upadłe anioły albo zaczęła się inwazja kosmitów... Jak ludzie by wtedy zareagowali? Czuję się, jakbym dryfowała i ten świat do końca nie był realny.
Nie mam problemów większości ludzi... Zresztą zawsze staram się nie martwić, a wręcz cieszę się każdą chwilą, bo nie wiem ile zostało mi czasu w tym wcieleniu. Może jutro dowiem się, że jestem śmiertelnie chora albo coś mnie rozjedzie. Wiem, że wtedy żałowałabym braku działania i martwienia się o jutro. Wielu ludzi dopiero na starość uświadamia sobie stracony czas i naprawdę nie chcę być jedną z nich...
Kiedyś żyło się "tu i teraz"... Tak powinno być. Przestałam się czymkolwiek przejmować. Ludzie dziwnie się patrzą, ponieważ chciałabym mieć czarno-fioletowy pokój i spać w trumnie? To ich problem. Mam w planach po studiach rozpocząć jakąś pracę i wynająć kawalerkę (a potem ją wykupić). Nie potrzebuję niczego więcej. Ja, kot i pies spokojnie się tam pomieścimy.
Postanowiłam też skończyć z żałowaniem podjętych decyzji i rozpamiętywaniem przeszłości. Było, minęło... Teraz jest najważniejsze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz