środa, 30 grudnia 2015

Postanowienia noworoczne

W sumie chyba każdy co roku robi taką listę... A potem oczywiście jej nie spełnia... Mnie pewnie czeka to samo ;)
Niemniej stworzyłam kilka takich punktów, które będą żyły na tym blogu i jeśli jakiś uda mi się spełnić, to będę mogła go odhaczyć i napisać o tym.
Dlaczego zamieszczam ją już teraz, a nie np. 1 stycznia? Otóż jutro wyjeżdżam i do 4.01.2016 r. mnie nie będzie... Pojawią się może tylko na blogu jakieś krótkie życzenia naskrobane na komórce...

No, nie zwlekam dłużej i piszę.

  1. Będę sumiennie walczyć z leniem- to, co mogę zrobić później, zrobię teraz.
  2. Przestanę uciekać przed przyjaźnią- na każdym spotkaniu będę się stawiać i przestanę wynajdywać głupie wymówki.
  3.  Zacznę oszczędzać i w końcu uzbieram na psa ;)
  4. Postaram się walczyć z moim "najpierw zrobię, potem pomyślę", czyli pochopnymi decyzjami.
  5. W ciągu najbliższych 12 miesięcy nadrobię zaległości czytelnicze (przeczytam wszystkie książki, które stoją nienapoczęte na mojej półce, żeby to nie były "pieniądze wyrzucone w błoto").
  6. Powrócę do porannego biegania.
  7. Będę kłaść się wcześniej, żeby rano wcześniej wstać i nie wybiegać na autobus w ostatniej chwili.
  8. Potraktuję studia jako coś poważnego i postaram się być na każdych zajęciach oraz przygotuję się na konkretne przedmioty (nie wiedziałam jak inaczej to nazwać).
  9. Nauczę się ukrywać swoje emocje.
  10. Przynajmniej raz w miesiącu zrobię nocną sesję zdjęciową (może być nawet telefonem).
  11. Ostatecznie przejdę na wegetarianizm i żadne wymówki/kuszenie babci mnie nie powstrzyma.
  12. Zrobię generalne porządki w szafie.
  13. Zapuszczę włosy (docelowa długość- do pasa).
  14. Dokończę pisać opowiadania i powieści, które dotąd rozpoczęłam.
Jak na razie to tyle, ale możliwe, że dopiszę jeszcze kilka punktów do tej listy. Myślę, że ustawię sobie jako granicę 6.01.2016 roku.

piątek, 18 grudnia 2015

I znowu się nie wyrobiłam...

Miałam ten post napisać już dawno temu, ale jakoś brakowało mi ostatnio czasu. Niemniej chyba muszę w końcu napisać te kilka słów na temat konwentu XmasCon 2015 w Krakowie.

Na początku było trochę zamieszania. Idźcie do tej kolejki... Nie, jednak musicie wrócić do tamtej kolejki... Przynajmniej przepuszczanie ludzi szło dosyć sprawnie. Pierwsze, co zrobiliśmy (byłam ja, 2 kolegów i... mój były), to "zarezerwowaliśmy" sobie miejsce do spania. Jak to się robi? Po prostu wybierasz miejsce i rozkładasz śpiwór ;)
Od 10 zaczęły się panele. Przez cały czas było coś ciekawego do roboty. A to o apokalipsie w anime, a to znowu coś innego. Jeśli nawet nie było, to zawsze można było iść do AMV lub do game room'u. W tym pierwszym zobaczyłam fantastyczną AMVkę, którą zaraz po powrocie ściągnęłam i przez długi czas słuchałam. Prezentuję ją poniżej ;)


W sumie to ciężko opisać wszystko, tyle tego było. Trochę zaskoczył mnie LARP "Try to die". Był ciekawy, ale nigdy dotąd nie spotkałam się by w czasie sesji Mistrz gry używał kostek do podjęcia działań. Oczywiście nie udało mi się przetrwać do końca. Zginęłam śmiercią tragiczną w trzecim pomieszczeniu :P
W sumie nawet dobrze się złożyło, bo o północy był panel o grach MMORPG, w które uwielbiam grać. Dzięki temu zyskałam też możliwość poznać kilka nowych pozycji... Chociaż nie mam teraz czasu na nie :(

Byłam też na panelu o trollingu, ale był tak nudny, że stwierdziłam, że wykorzystam te 2 godziny na złapanie odrobiny snu przed kolejnym punktem programu, czyli LARPem u Rogatego.
Rogaty ma już wyrobioną renomę i muszę stwierdzić, że nie zawiodłam się także tym razem. Niemniej wytrwanie do 7 rano wymagało ode mnie wysiłku.
Potem znowu krótka drzemka dla urody i od 9 trzeba było być z powrotem na nogach. W niedzielę pierwszym punktem na planie były zapowiedzi anime na nadchodzący rok. Zapisałam w zeszycie 3 strony.
Jako ostatnie było Pomieszanie z poplątaniem, czyli stały już punkt na naszej liście. Na czym polega ten konkurs? Tworzycie zespół i losujecie postaci (my np. mieliśmy Alicję z Pandora Hearts, Magdę Gessler i Batmana), a potem jedna osoba dodatkowo sytuację (Pożar w nocy, Eurowizja, Top Model).
Skończyliśmy o 15, trochę jeszcze się posnuliśmy i trzeba było biec na tramwaj. W pociągu w końcu dopadło mnie zmęczenie i resztę drogi przespałam.

Ogólnie oceniam konwent na 5+
Uzupełniłam też moją kolekcję mang o brakujące tomy Tokyo Ghoul i Strażnik domu Momochi. Dorwałam się też do Sekaiichi Hatsukoi. 
Kupiłam kilka przypinek (Naruto i Tokyo Ghoul) i poduszkę z tego drugiego. Wstawiłabym zdjęcia, ale zostawiłam rzeczy w akademiku... Zaczęły mi się już święta i jestem u rodziny :)
Naładowałam się pozytywną energią, poznałam kilku nowych ludzi i powróciłam do intensywnej nauki japońskiego. Obiecałam sobie, że w kwietniu spróbuje dostać się na stypendium do Japonii ;)

poniedziałek, 14 grudnia 2015

Pora wrócić do pisania...

Miałam w poniedziałek 7 stycznia napisać post, ale jako, że nie mam nawet kiedy odespać konwentu, na którym udało mi się złapać ok. 2 godzin snu między panelami, to nic z tego nie wyszło. Nie mam nawet czasu, żeby odpisać na wiadomości i załatwić ważniejsze sprawy...
O konwencie napiszę dłuższy post jutro, bo streszczenie wszystkiego pewnie zajmie mi z godzinę, jeśli nie więcej, a teraz naprawdę jestem padnięta... Niedawno wróciłam z uczelni :/
Dzisiaj w końcu zdobyłam płytę Powerwolf i biedni sąsiedzi muszą jej teraz słuchać razem ze mną ;)
Natomiast wczoraj praktycznie cały dzień przesiedziałam u znajomych w bractwie, przez co zostałam tam wciągnięta. Muszę teraz zdobyć len i obszyć się na XIII wiek. Gorzej jest to wykonać, bo nigdzie nie mogę znaleźć wymarzonego koloru w rozsądnych cenach.  "Szef" z poprzedniego bractwa zabrał moje materiały, żeby uszyć mi suknię na wymiar i do dzisiaj nie mam niczego...

Czekam tylko na święta i wolne, żeby w końcu przeczytać sobie coś innego niż notatki na zajęcia... Przydałoby się też pograć w najnowszego Assassin's Creed (AC Syndicate), bo jak na razie leży na półce i nie mam nawet kiedy go zainstalować...
W sumie to przez najbliższe kilka dni będę miała o czym pisać :D

Ten post wyszedł nieco chaotycznie, ale próbuję sobie wmówić, że to wina przegrzania oprogramowania w Noki wersja 20.0, a nie normalny sposób pisania, bo okazałoby się, że mój język polski schodzi na psy i za niedługo lepiej będę potrafiła dogadać się po japońsku niż w moim ojczystym języku...

wtorek, 8 grudnia 2015

Będę o Tobie zawsze pamiętać...

Głupi motor... Prędkość, chęć zaszpanowania. Ale wiem, że nie potrafiłeś inaczej. Musiałeś żyć na pełnych obrotach. Nie wiem, co chciałeś udowodnić tamtego dnia. A może wcale nie o to chodziło? W końcu było świeżo po deszczu, a to był ostry zakręt... Na początku nie chciałam uwierzyć, że to o Ciebie chodzi, wmawiałam sobie, że to pomyłka. Ale to byłeś naprawdę Ty... Nawet nie potrafisz sobie wyobrazić jak się wtedy czułam... Tysiące myśli przelatywało mi przez głowę, ale ten jeden głos zagłuszał inne... że Ciebie już tu nie ma...

Dokładnie 2 lata mijają odkąd pożegnałam swojego przyjaciela. Był dla mnie znacznie kimś więcej... Przyjaciel, powiernik, miłość mojego życia, brat krwi... Zginął jadąc motorem. Stracił panowanie nad pojazdem i uderzył w drzewo. Zginął na miejscu. To nadal boli... Więc wybaczcie mi, że dzisiaj już nic więcej nie napiszę... Jutro może też nie...
Byłam dzisiaj na cmentarzu. Życzyłam mu szczęścia... gdziekolwiek jest. Na koniec zostawiam Wam wiersz napisany tuż po tym, gdy straciliśmy tę czarną iskierkę życia...

Czekałam na telefon
Miałeś powiedzieć, że już jest lepiej
Płakałam wmawiając sobie, że jeszcze mam czas
Ale Ty już wtedy nie żyłeś
A ja nie mogłam zapytać dlaczego...
Czy to była moja wina?
Poczucie pustki mnie przytłacza
Mam nadzieję, że na mnie czekasz
Powitasz dawno zapomnianym uśmiechem.

Udawałam przed światem
Mówiłam, że cierpienie odeszło
Oszukiwałam wszystkich jak zawsze
I tylko Ty wiedziałeś, że kłamię
Niewidoczny przyjaciel czekający na mnie
Kiedy wszyscy odeszli
Wiedziałam, że to koniec
Nie pożegnałam się z nimi
Ale nie było już na to czasu.

List pełen uczuć skropiony łzami mej miłości
Czekał aż ktoś go znajdzie
Krew kapała z przeciętych nadgarstków
Pozwalając w końcu spokojnie zasnąć
Ty już czekałeś, tuląc mnie do siebie
Zamknęłam oczy z uśmiechem na twarzy
Lecz nie dano mi umrzeć
Obudzono gwałtownie w szpitalu
Krzycząc, że jestem idiotką- jak Ty...

Tym razem widziałam Cie wyraźnie
Mojego czarnego księcia z kolczykiem w wardze
Wyciągnąłeś rękę, wołając do siebie
A ja poszłabym nawet za Tobą do piekła
Podałam swą dłoń, opuszczając ciało
Zostawiając cierpienie ziemskiego świata
By trafić do miejsca, gdzie naprawdę należę
I tylko prosta linia martwego serca
Mówiła, że mnie już tu nie ma...

piątek, 4 grudnia 2015

Przerwa techniczna

Jako że jutro czeka mnie pobudka o wręcz nieludzkiej godzinie... czyli 5:00 rano, to z przykrością zawiadamiam, że nie będę publikować nic aż do poniedziałku (prawdopodobnie w niedzielę będę zbyt zmęczona, żeby cokolwiek pisać).
Wspominałam wcześniej, że wybieram się na konwent i ten czas właśnie nadszedł ;)
Oczekujcie dłuuugiej relacji i być może kilku zdjęć moich zdobyczy. Pewnie też zrecenzuję w najbliższych dniach kilka mang. Zastanawiam się czy odpuścić sobie Naruto... Nie za bardzo pasuje do mojego wizerunku ;p

Mam nadzieję, że przez ostatni tydzień nadrobiłam zaległości w prowadzeniu bloga. Zauważyłam, że odeszłam od pierwotnej formy bloga-pamiętnika. Może to i dobrze? Przynajmniej nie musicie tyle czytać mojego narzekania na cały świat... Niby recenzje, relacje itp. miały być częścią poboczną, a okazuje się, że stały się głównym tematem... Tak czasami bywa.
Pewnie jeszcze kiedyś (jak zabraknie mi weny) powrócę całkowicie tylko do prowadzenia pamiętnika. Mam okresy hiperaktywności i totalnej alienacji, a jako że obecnie jest ta pierwsza, to za jakiś czas spodziewajcie się "potwora", który będzie wszystko widział w czarnych barwach ;)

Także wszystkim życzę mrocznego weekendu i do zobaczenia w poniedziałek...

Seria o subkulturze gotyckiej

Od jakiegoś czasu po głowie krąży mi jedna myśl... A dokładniej jeden pomysł :)
Otóż zastanawiam się czy nie stworzyć serii filmików na youtube o subkulturze gotyckiej z własnej perspektywy. Tylko nienawidzę upubliczniać swojego wizerunku (jak już niektórzy nieliczni mogli zauważyć przeglądając notki).
Ale przyznam, że naprawdę mnie to nęci... Wiem chyba nawet jakie byłyby tytuły "pierwszej serii". Mam też pewny wariant na ukrycie mojego wizerunku. Może od stycznia się za to zabiorę. Raz w tygodniu nakręcić krótki filmik... To jest myśl ;)

A oto proponowane odcinki:
  1. Czym jest subkultura gotycka?
  2. Muzyka gotycka
  3. Wampiry, wilkołaki i inne istoty paranormalne
  4. Romantyzm- pradziadkowie Gothów
  5. W garderobie pewnej Gotki- czyli gdzie robię zakupy
  6. Arystokrata, victorian i loli- o podziale wśród Gothów
  7. Makijaż gotycki na każdą okazję
  8. Religijność w mroku- satanista, ateista czy po prostu czarownica
  9. Krwawe ofiary ze zwierząt, czyli o naszych pupilach
  10. Zakończenie serii- kilka słów o śmierci
Mam też w planach drugą serię, ale to wszystko zależy od popularności pierwszego sezonu i odzewu- pewnie i tak większość to będą hejterzy, ale czego moglibyście spodziewać się w kolejnych odcinkach?
  1. Książki, które kocham- osobiste uczucia Gotki
  2. Goth a emo- dlaczego to nie to samo
  3. Upadłe Anioły- czyli sztuka wrażliwca
  4. Reakcje rodziców- czyli jak przez to przeszłam
  5. Przyjaciele- muszą też być "mroczni"
  6. Jak Gotka obchodzi urodziny?
  7. Blog- swoista terapia
  8. Goci nie jedzą... a jeśli już to tylko mroczne rzeczy
  9. Goth się nie uśmiecha
  10. Goci w świecie popkultury

czwartek, 3 grudnia 2015

Powrót do chrześcijaństwa...

Przeglądając moje stare wiersze natrafiłam na jeden szczególny... Otóż powstał jakieś 1,5 roku temu, gdy przeżywałam kryzys egzystencjalny i postanowiłam wrócić do Kościoła. Wytrwałam może z 2 tygodnie i stwierdziłam, że to jednak nie dla mnie. W sumie to od początku miało na celu udowodnienie, że nie nadaję się na katoliczkę, ale widocznie było to ukryte w mojej podświadomości...


Upadłam kolejny raz
Ale nie jestem Lucyferem
Bóg dał mi kolejną szansę
Obdarzył miłością- oddał me skrzydła
Jestem czymś pomiędzy
Nieudanym eksperymentem człowieka
Dużo brakuje mi do Anioła
Lecz doskonalszy twór od człowieka.

Pogubione są moje myśli
Lata, miesiące, tygodnie, dni i godziny...
Minuty, sekundy- odliczam czas do tyłu
Krzyczę by nie słuchali węża
Ale jestem tylko echem przyszłych wieków.

Patrzę na świat przez pryzmat Nieba
Mój czas na ziemi skończony
Robię rachunek sumienia
Mogę wybrać, co dalej chcę robić
Zostać tam, gdzie zło nie dosięga
Czy wrócić, by chronić jeszcze żywe dusze...
Czekaj!
Głos nowy się pojawił
Jeszcze możesz zostać Aniołem w ludzkiej skórze
Dawać świadectwo wiecznego życia
Lecz strzeż się- Diabeł Cię ścigać będzie.

Pogubione są moje myśli
Lata, miesiące, tygodnie, dni i godziny...
Minuty, sekundy- odliczam czas do tyłu
Krzyczę by nie słuchali węża
Ale jestem tylko echem przyszłych wieków.

Znacie już moją decyzję
Skoro dzisiaj dla Was ten wiersz piszę
Teraz snem się wydaje ta dziwna rozmowa
Zmieniła jednak moje życie
Dobra oczekuje ten, kto dobro szerzy
Zło niczego dobrego nie zrodzi...
Taka jest moja filozofia życia
Możecie ją tylko zaakceptować
Bo każdy ma prawo swoje poglądy zachować
I tylko idiota kłóci się o niewytłumaczalne istnienie Boga.

Wojna oczami konia...

Jakoś ostatnio w telewizji leciał War Horse i jak nie lubię filmów wojennych, tak postanowiłam go obejrzeć po powrocie do akademika, bo rzecz, której wręcz nienawidzę w telewizji to reklamy... a przynajmniej większość.
Pierwsze, co mnie przeraziło? Czas trwania... ponad 2 godziny. No, ale dobra. Skoro już postanowiłam go obejrzeć i nawet załadowałam połowę, to już wypada go włączyć.
Na początku sielska opowieść o biednej rodzinie, która kupiła nieprzydatnego konia, który do niczego się nie nadawał i młodzieńcu, który nie chciał go oddać. Mamy sztuczki, naukę posłuszeństwa, a koń wręcz zachowuje się jak pies...
Po jakimś czasie czeka nas zmiana akcji, bo konia w końcu ojciec sprzedaje, żeby zapłacić długi, a czworonożny bohater ląduje w armii. Mamy szarże, zmiany stron i efektowne wybuchy... Niemniej były momenty, które mnie przynudzały i zajęłam się wtedy innymi rzeczami: zmywaniem naczyń, sprzątaniem, pakowaniem torby na weekend... Takie tam duperele.
Zakończenie było poruszające. Koń uciekając przez pole zaplątał się w drut kolczasty, ale został uwolniony przez (chyba amerykańskich lub angielskich) żołnierzy, gdzie znajduje swojego pierwszego pana. Lekarz na początku nie chce leczyć konia, ale kiedy ślepy chłopak dokładnie opisuje konia, postanawia potraktować go jak żołnierza...
No, ale to jeszcze nie koniec. Jednak jak kończy się film, trzeba samemu się przekonać.
Początek fajny, koniec rewelacyjny, tylko trzeba jakoś przebrnąć przez środek ;)
Moja ocena: 5/10

Ostrzeżenie...

Jeżeli Twoje dziecko jest gothem, zmień to z pomocą Boga! Poniżej znajduje się lista znaków ostrzegawczych, które wskazują na to, że Twoje dziecko jest zagubioną owca i zeszło ze ścieżki Bożej. Kultura gotycka jest kulturą niejasną i często niebezpieczną, w której to nastolatki często pragną uczestniczyć. Wprowadza ona umysły młodych ludzi w wyimaginowany świat zła, ciemności i przemocy. Proszę, szukaj ich poprzez rozmowę, modlitwę i rodzicielską opiekę, aby wyplenić pokusy Szatana z duszy Twego dziecka, jeżeli pięć lub więcej punktów jej/jego dotyczy:

1. Regularnie nosi czarną odzież.
2. Ubiera koszulki z nazwą lub wizerunkiem rockowej grupy muzycznej.
3. Maluje oczy używając czarnych specyfików, maluje usta lub też paznokcie.
4. Nosi dziwną, srebrną biżuterię lub symbole (trzy szóstki, pentagram i inne symbole wyznające Szatana).
5. Wykazuje zainteresowanie w tatuażach i piercingach.
6. Słucha gotyckiej lub jakiejkolwiek innej anty-socjalnej muzyki. (Marylin Manson twierdzi, że jest antychrystem i wypowiada się publicznie przeciwko Panu. Proszę, wyrzuć takie płyty kompaktowe NATYCHMIAST.)
7. Zadaje się z innymi ludźmi, którzy ubierają się, zachowują i mówią ekscentrycznie.
8. Nie wykazuje zainteresowania w takich czynnościach jak: czytanie Biblii, modleniu się, chodzeniu do koscioła lub uprawianiu sportu.
9. Wykazuje rosnące zainteresowanie tematami: śmierć, wampiry, magia, vodoo i innymi, które dotyczą szatana.
10. Bierze narkotyki.
11. Pije alkohol.
12. Chce popełnić samobójstwo i/lub ma depresję.
13. Tnie się, przypala lub robi sobie krzywdę w kazdy inny sposób. (To satanistyczny rytuał, który poprzez ból odwraca uwagę od światła Pana naszego i Jego miłości. Poszukuj pomocy u psychologa.)
14. Narzeka na nudę.
15. Śpi bardzo długo lub bardzo mało.
16. Czesto nie spi w nocy.
17. Nie lubi światła słonecznego oraz innego światła.
18. Żąda często prywatności.
19. Spędza bardzo dużo czasu samotnie.
20. Żąda czasu sam na sam ze sobą oraz ciszy.(Prawdopodobnie to po to, by Twoje dziecko mogło rozmawiać ze złymi mocami poprzez medytację.)
21. Nalega, by spędzać czas z przyjaciółmi bez uczestnictwa dorosłego.
22. Nie szanuje autorytetu nauczycieli, duchownych, zakonnic, starszych itp.
23. Żle zachowuje się w szkole.
24. Źle zachowuje się w domu.
25. Bardzo dużo je lub bardzo mało je.
26. Je żywność gotycką.
27. Pije krew lub wyraża zainteresowanie w tym kierunku.(Wampiry wierza, że to sposób by dosięgnąć Szatana. Takie zachowanie jest niebezpieczne i trzeba oduczyć tego NATYCHMIAST.)
28. Ogląda telewizję kablową lub inne skorumpowane media. (Zapytaj się w lokalnej parafii jakie programy telewizyjne są odpowiednie dla Twego dziecka.)
29. Gra w gry komputerowe, które sa brutalne.
30. Nadużywa internetu.
31. Kreśli symbole satanistyczne lub/i brutalnie potrząsa głową w rytm muzyki.
32. Tańczy poruszając się prowokacyjnie i seksualnie.
33. Wykazuje zainteresowanie seksem.
34. Onanizuje się.
35. Jest homoseksualny lub/i biseksualny.
36. Nosi przypinki, naszywki z wyrażeniami "Jestem gothem", "Jestem martwa" itp.
37. Twierdzi, że jest gothem.

Jeżeli pięć lub więcej punktów odnosi się do Twego dziecka, powinieneś szybko zainterweniować. Kultura gotycka jest niebezpieczna, a Szatan 'rośnie' dzięki niej. Jeżeli któryś z problemów trwa, zapisz swoje dziecko na terapię psychologiczną. 


Znalazłam to w sumie wczoraj i po prostu nie mogłam pozostawić tego bez komentarza. Ten tekst krąży po Internecie od kilku lat, a ponoć znaleziono go w gablocie przy pewnym kościele. 
Ktoś po przeczytaniu tego stwierdził, że nawet jego kot jest Gotem... W sumie to się nie dziwię, bo mnie jako Gotce wyszło 32/37. Tylko nie sądzę, żeby to w jakikolwiek sposób było niebezpieczne. Ale nie jestem specem od wiary katolickiej.
Niemniej ten tekst przypomniał mi o ważnej rzeczy, którą miałam zrobić już jakiś czas temu, a ciągle odkładam na później. 
Otóż od dawna nie należę do "Kościoła". Zostałam ochrzczona, bo "tak wypada", potem do świątyni chodziłam tylko na Wielkanoc i gdy trzeba było przygotować się do sakramentów (I komunia, bierzmowanie). 
Bierzmowanie mam dla świętego spokoju... A i tak imię wzięłam nie ze względu na świętą, a dlatego, że tak nazywała się wampirzyca z mojej ukochanej książki. Zdradzę, że na trzecie imię mam Amelia.
Ale o co chodzi? Otóż chcę dokonać apostazji- co równa się z ekskomuniką. Jak to fajnie brzmi ^^ Tylko potrzebuję 2 świadków, a i ksiądz pewnie zechce mnie spróbować nawrócić. Pewnie go zawiodę, bo od dawna jestem poganką i wiem, że to jest ta ścieżka, którą mam podążać.
Mam nadzieję, że uda mi się to załatwić i możliwe, że będę miała do opowiedzenia jakąś ciekawą historię o tym, jak to ksiądz spotkał straszną Gotkę xD 

środa, 2 grudnia 2015

Obserwator życia...

Ostatnio czuję się oderwana od rzeczywistości... Nic mnie nie obchodzi... Uczelnia, dom, rodzina, przyjaciele... To tak jakby żył ktoś inny, a ja bym tylko go obserwowała. Ten nastrój ogarnął mnie całkowicie w sumie dopiero wczoraj i staram się z niego otrząsnąć.
Idąc ulicą nie widzę mijanych ludzi... Słuchawki i myśli to teraz wszystko, co mnie otacza. Pewnie nie zauważyłabym nawet, gdyby wszyscy nagle zniknęli albo zaczęli chodzić nago.
Czasami mam ochotę przysiąść na ławce i obserwując ludzi, zacząć dorabiać im historie... Matka z dzieckiem. Starszy pan. Gromada roześmianych gimbusów. Jednak rzadko w takich wypadkach wyobrażam sobie, co by było gdyby: nagle rozpoczęła się apokalipsa zombie, z nieba spadły upadłe anioły albo zaczęła się inwazja kosmitów... Jak ludzie by wtedy zareagowali? Czuję się, jakbym dryfowała i ten świat do końca nie był realny.
Nie mam problemów większości ludzi... Zresztą zawsze staram się nie martwić, a wręcz cieszę się każdą chwilą, bo nie wiem ile zostało mi czasu w tym wcieleniu. Może jutro dowiem się, że jestem śmiertelnie chora albo coś mnie rozjedzie. Wiem, że wtedy żałowałabym braku działania i martwienia się o jutro. Wielu ludzi dopiero na starość uświadamia sobie stracony czas i naprawdę nie chcę być jedną z nich...
Kiedyś żyło się "tu i teraz"... Tak powinno być. Przestałam się czymkolwiek przejmować. Ludzie dziwnie się patrzą, ponieważ chciałabym mieć czarno-fioletowy pokój i spać w trumnie? To ich problem. Mam w planach po studiach rozpocząć jakąś pracę i wynająć kawalerkę (a potem ją wykupić). Nie potrzebuję niczego więcej. Ja, kot i pies spokojnie się tam pomieścimy.
Postanowiłam też skończyć z żałowaniem podjętych decyzji i rozpamiętywaniem przeszłości. Było, minęło... Teraz jest najważniejsze.

Czy wampiry istnieją naprawdę?

W każdej opowieści jest ziarno prawdy. Wampiry występują praktycznie w każdej kulturze niezależnie od kontynentu i kraju. Różnią się tylko nazwą i ewentualnie wyglądem lub umiejętnościami.
Święcona woda, krzyże, czosnek... To ponoć sposób na ochronę przed wampirami. Jednak mam pewne wątpliwości, co do ich skuteczności. Czy to wymysł kościoła? A co jeśli wampir byłby niewierzącym?
Przez wieki obraz istot ciemności ulegał przeobrażeniu: od szkaradnych Nosferatu i śmiertelnie niebezpiecznych drapieżników, przez które nocą nie można opuszczać domu aż po idealnych kochanków w stylu Lestata i nastolatków ze Zmierchu... Ludzkość od zawsze pociągała nieśmiertelność, władza i krew. Bo czy jest coś bardziej erotycznego od krwi? To przecież ona daje nam życie...


Michelle Belanger była pierwszą osobą, która poruszyła temat wampirów psychicznych, które nie mają zbyt wiele wspólnego z wyobrażeniami przodków i popkultury. Wyprowadziła wampiry z mroku i wprowadziła je do współczesnego społeczeństwa oraz stworzyła Dom Kepheru, czyli bezpieczną przystań dla podobnych do niej. Adwokat, sprzedawczyni, nauczycielka... Każdy może nim być. To tak jak z religią- dopóki nie wyznasz kim jesteś, niewielu zna Twoje wyznanie.
Książka składa się z kilku części, w których omawiane są poszczególne zagadnienia. Oprócz autorki wypowiadają się jeszcze inne osoby, które jednak ukrywają się za pseudonimami. Tłumaczą to faktem lęku przed odrzuceniem przez resztę społeczeństwa, ponieważ wampiryzm jest nadal uznawany za tabu.
Pozycję tą proponuję dla bardziej dojrzałych czytelników, którzy nie poszukują Lestata, Edwarda czy Draculi, a po prostu chcieliby się dowiedzieć czegoś więcej. Czytelnik odnajdzie tutaj informacje m.in. o tym dlaczego nieświadomy wampiryzm jest niebezpieczny, skąd wziął się pomysł "zarażania" wampiryzmem czy o podziale wśród wampyrów. Dla dociekliwych stworzono także rozdział o metodach pobierania energii, ale sama autorka odradza ich stosowania, ponieważ nie ma od tego odwrotu.
Niemniej w większości "Wampiry: same o sobie" poświęcone są osobistym doświadczeniom osób podróżujących tą ścieżką i każdy wypowiada się właśnie w odniesieniu do swojego wyobrażenia wampirów.
Z pewnością jest to jedna z niewielu pozycji traktujących wampiryzm w ten sposób i z tego powodu polecam ją przeczytać. Z góry jednak zastrzegam, że nie jest to sympatyczna lektura na niedzielne popołudnie, bo sama męczyłam się, żeby ją skończyć aż tydzień (a zazwyczaj zajmuje mi to 2-3 dni).
Moja ocena: 6,5/10

wtorek, 1 grudnia 2015

Rozwalanka na całego

Ostatnio dorwałam się do najnowszej płyty mojego ukochanego zespołu, czyli Powerwolf. Jak na razie miałam okazję ją przesłuchać tylko w Internecie, ale obecnie czekam na przesyłkę, a jako że ma przyjść dopiero za kilka dni, to z niecierpliwością czekam na sms'a, żeby przyjść po jej odbiór.
Dlaczego nie kupiłam jej od razu? Ponieważ nie wszystkie ich płyty były udane i bałam się, że także w tym przypadku się rozczaruję. Ta jednak jest strzałem w dziesiątkę. Zespół wraca do swojego najlepszego brzemienia znanego z takich utworów jak We Drink Your Blood, Night of Werewolves czy Midnight Messiah. 
Jak określiłabym ogólnie tę płytę? Rozpierdziel xD To idealna płyta podczas mocno wysiłkowego treningu, remontu z rozwalaniem albo pragnienia wymęczenia się. Jak to power metal to energicznie. Tak właśnie jest tutaj. Nie wiem, dlaczego ale za każdym razem budzi we mnie dość silne emocje. To uczucie jakby i we mnie rodził się jakiś wewnętrzny demon... wilkołak. Aż mam ochotę walnąć pięścią w ścianę ;p
Podoba mi się większość utworów, ale zdołałam już wytypować swoich faworytów: Army Of The Night, We Are The Wild, Higher Than Heaven i Christ&Combat.
Zastanawiam się jak ocenić "Blessed & Possessed". Z pewnością jest najlepszą płytą, jaką dotąd wydali, ale nie perfekcyjną. Sądzę jednak, że zasługują na co najmniej 8,5/10
 

O wszystkim... i o niczym

Dodałam na górze zakładki... Na razie nic tam nie ma, ale wkrótce pojawią się odnośniki do poszczególnych postów. Oczywiście nadal będę pisać pamiętnik, jednak jak to czasami bywa- nie zawsze mam o czym pisać. Dlatego stwierdziłam, że wtedy będę pisać o czymś innym: ciuchach, kosmetykach, książkach i muzyce. Zapewne niektórzy będą szukać jakiegoś szczególnego działu, a wiem jak denerwujące jest szukanie postu sprzed 2-3 lat. Stąd też to ułatwienie :)
Zastanawiam się nad dodaniem jeszcze jednej zakładki: z wierszami... Od czasu do czasu lubię coś napisać... 

Szukałam też jakiegoś fajnego bloga o wampirach, gotyckiego... Ale tak naprawdę nic nie ma. Albo blogi od dawna są nieaktywne, albo są tam totalne brednie. Kolejna ewentualność- nudzę się czytając posty, bo to nie mój gust.
Może poszukam jeszcze wpisując inne zapytania... Niemniej jestem sceptycznie nastawiona do poszukiwań.

poniedziałek, 30 listopada 2015

Nie, nie, nie...!!!

Mówiłam już, że nienawidzę ludzi? Pewnie tak... To powtórzę to znowu!
Czy ludzie naprawdę muszą zagadywać nieznajomych? Zapomniałam słuchawek- ale jestem wściekła na siebie za to... Ech. No więc na czas podróży musiałam się czymś zająć... Wyciągnęłam sobie książkę. Drugą część Hyperversum.
Na początku było w porządku. Odgłosy pociągu lekko mi przeszkadzały, to samo szmery rozmów... Ale po jakimś czasie akcja na tyle mnie wciągnęła, że się wyłączyłam z rzeczywistego świata. Tylko, że w połowie drogi dosiadł się jakiś dziadek... I zaczął mówić jak to młodzież dzisiaj nie czyta i bardzo go cieszy fakt, że spotkał w pociągu "miłą dziewczynę, która dodaje mu wiary w młode pokolenie". Przyznaję, trochę w tym mojej winy, bo niepotrzebnie się uśmiechnęłam, gdy spytał się czy może usiąść na wolnym miejscu (wow, druga rzecz, którą wręcz "uwielbiam"- nowy pociąg i tłok).
Tyle dobrze, że staruszek jechał tylko 2 stacje dalej i po 17 minutach się go pozbyłam (mogłam jeszcze zacząć liczyć sekundy)... Głupia, głupia, głupia! Trzeba było zrobić pełny gotycki makijaż, a nie tylko oczy na czarno pomalować. Wtedy raczej by się nie przysiadł, bo myślałby, że jakaś satanistka... Jak widać same glany nie są wystarczającym odstraszaczem w obecnych czasach...
Mam tylko nadzieję, że więcej nie spotka mnie takie coś... Gadatliwi staruszkowie, sympatyczni faceci, itp.
Podróż to dla mnie czas na przesłuchanie nowej playlisty, przeczytanie fajnej książki lub zagranie na komórce w jakąś durną visual novel o wampirach, a nie czas użerania się z namolnymi pasażerami :/

Spostrzegawczość

Właśnie się zorientowałam, że przerwa w publikacji wynosiła równo 2 miesiące... I zauważyłam to po 8 dniach! W sumie to dopiero dzisiaj przeczytałam, co napisałam we wrześniu...
Dość sporo zmieniło się od tamtego czasu.
W październiku mieszkałam z nową osobą- ekstrawertyczką. Próbowałam się z nią porozumieć, ale nic z tego nie wyszło... To tak jakbym rozmawiała z kosmitą. Równie dobrze mogłabym być z Alfa Centauri xD
Wiecie... to był czas zagłuszania wszystkiego. Albo chodziłam po sklepach (głównie Empik i Claire's), albo siedziałam ze słuchawkami na uszach. Przebywanie z wiecznie radosną osobą jest męczące... Szczególnie dla introwertyka...
Po miesiącu załatwiłam sobie pokój 1-osobowy i to w sumie wtedy znalazłam wenę na ponowne pisanie ;)

Mam ostatnio filozoficzny nastrój i ciągle gdzieś odpływam myślami... Stwierdziłam, że ze mną jest coś nie tak... Boję się panicznie zaangażowania. I to nie tylko w kwestii związku, ale i przyjaciół... Jeżeli ktoś się za bardzo zbliży, to robię krok w tył... Czasami oznacza to ograniczenie spotkań, innym razem zerwanie kontaktu na tydzień lub dwa... A w drastycznych przypadkach całkowite odcięcie się od drugiej osoby...
Moim największym lękiem jest chyba odrzucenie i wolę pierwsza się odsunąć, bo wtedy mniej to boli :(
Są chyba tylko 2 osoby, które trwale goszczą w moim życiu od kilku lat: Kasia i Julka. A od niedawna do bliskich osób mogę też zaliczyć Igora... Mniejszą więź, ale stały kontakt mam z Klaudią i Katie. Tu się w sumie zamyka cała lista przyjaciół i bliższych znajomych.
Może w ciągu kilku nadchodzących miesięcy zdołam powiększyć tę listę o kilka kolejnych nazwisk.
 Niemniej zdaję sobie sprawę z innego faktu... Nigdy nie zbuduję trwałego związku. Nie jestem w stanie. Za bardzo się boję, że ktoś znajdzie we mnie skazę, która umniejszy moją cenność na tyle, że zostanę wyrzucona jak zepsuta zabawka.
W ten sposób rodzi się też Skaza. Zamykam swoje serce. Obiecałam sobie, że już nikt nie znajdzie do niego drogi... nie zrani mnie. To nie znaczy, że zamierzam zrezygnować z mężczyzn, kokieterii i flirtu... Absolutnie nie! Po prostu potraktuje ich jak zabawki, które kiedy się znudzą, można zmienić na nową... Albo po prostu będą moimi kolegami...
Tylko mały, cichutki szept mówi, że nie dam rady... Że jestem zbytnią romantyczką i gdzieś tam zawsze na dnie serca będzie się tlił mały płomyk nadziei, że znajdę prawdziwą miłość... Tylko, że od dzisiaj zamierzam posłuchać rozumu, a nie serca...

niedziela, 29 listopada 2015

Od skrajności do skrajności

U mnie nie ma stanów pośrednich... I nie chodzi mi tu wcale o emocje. Bardziej o czas: albo mam go za dużo, albo za mało.
Stwierdziłam, że nie chce mi się jutro zapieprzać na zajęcia... szczególnie, gdy jestem nieprzygotowana... Tak więc jutro czeka mnie opierdalanie się do 12 ;)
Potem trzeba jechać na prawko... Jeszcze męczę się z teorią. Ale grunt to fakt, że doszliśmy do schematów odpalania samochodu :D
A z takich większych zmian? Zaczynam prowadzić kalendarzyk, bo gubię się z planami... Wiem, że w grudniu nie mam ani jednego wolnego weekendu. Konwent... Tydzień później spotkanie z kolegą i wyjazd na bractwo do Olkusza (trzeba odświeżyć stare znajomości i poznać nowych ludzi :P), następny weekend to zajęcia z informatyki i Szczodre Gody. No, a potem Sylwester i zaczyna się kolejny rok.
Niestety nic nie wróży, żeby miał być spokojniejszy. Plany na wakacje już są: Castle Party i Wiccanisko... A do tego trzeba dodać dwoje praktyk...
Styczeń- co najmniej 2 wyjazdy+ zajęcia weekendowe i sesja.
Luty- koncert Powerwolf i wyjazd na Disablot... I pewnie dojdzie do tego jakiś wyjazd do Warszawy...
Na marzec jeszcze nie mam planów, ale żyję nadzieją, że to będzie najpóźniejszy miesiąc, w którym odbiorę prawo jazdy, więc dojdzie wyjazd do starostwa. Plus dwa rytuały: w Warszawie i z Asatryjczykami.

Właśnie! Miałam w sumie napisać, że widziałam się z kolegą. Bardzo mi to pomogło :)
Pośmialiśmy się, pogadaliśmy i już planujemy, że za dwa tygodnie znów się spotkamy, ale tym razem w planach mamy dodatkowo napić się miodu pitnego.
Nadal uważam, że ilość ludzi wokół mnie mogłaby się ograniczyć do tego wąskiego grona przyjaciół, a w pojazdach komunikacji publicznej wybieram najmniej zatłoczone przedziały (pociąg) i ciemne kąty (autobus), ale jakoś przeżyję.
Chcę tylko skończyć kurs i zdać egzamin/dostać prawko, a wtedy moje podróże ograniczą się tylko do sporadycznych odwiedzin u rodziny (ale to już własnym samochodem) i 40-minutowej jazdy autobusem na uczelnię.


Kupiłam sobie dzisiaj 2 mangi... Niestety na konwencie będę biegać, żeby uzupełnić serię. Brakuje mi drugiego tomu Strażnika domu Momochi i trzech pierwszych tomów Tokyo Ghoul. A poza tym muszę zdobyć poduszkę z bohaterem z tego drugiego. Obiecałam sobie, że na każdym konwencie kupię sobie jedną poduszkę ;p
Jak się ubiorę? Stwierdziłam, że nie będę udawać nikogo i po prostu założę gorset, spódniczkę z Nightmare Before Christmas, rajstopy z pajęczynkami i glany :D
Dodatkowym plusem jest fakt, że znajomy kupił ostatnio bilet i zgadaliśmy się, że pojedziemy razem... Przynajmniej się nie zgubię...
Najgorsze jest tylko to, że... to jest przyjaciel mojego byłego i więcej niż prawdopodobne jest, że wybiorą się razem. Ale to już nie mój problem. Zresztą... na Magnificonie i tak cały czas chodziłam z Szymonem, a nie panem K. xD

poniedziałek, 23 listopada 2015

Dzień to czy noc?

Właśnie wstałam. Zabawnie to brzmi, bo zazwyczaj jest to pora, o której kładę się spać. Tym razem mój mózg jednak stwierdził, że niewiele ponad 5 godzin snu mu zupełnie wystarcza (zasnęłam nad notatkami ok. 21). Nie ma jednak tego złego, gdyż mogę te kilka dodatkowych godzin przed zajęciami wykorzystać na ogarnięcie plików muzycznych w moim telefonie ;)
Część się kompletnie do niczego nie nadaje i pozostaje to tylko wywalić. Inne z przyjemnością zachowam po posegregowaniu ich do odpowiednich folderów.
Przede wszystkim potrzebuję wrzucić tam nową płytę Powerwolf. Jeszcze nawet jej nie przesłuchałam, ale będę miała na to czas jutro podczas godzinnej podróży pociągiem. Mam tylko nadzieję, że nie będzie na tyle ludzi, żeby ktoś odważył się usiąść koło mnie...
W ogóle to czeka mnie próba generalna w nowym gorsecie... Tylko zastanawiam się czy nie przenieść tego na inny dzień, bo trudno sobie wyobrazić noszenie go na całkowitym zasznurowaniu (jest wtedy jakieś 5-7 cm mniejszy niż moja talia) od godziny 6:30 do 20:00. No, ale wszystko wyjdzie jutro. A będzie to bardzo długi dzień...

niedziela, 22 listopada 2015

Zapomnieć maila

To chyba potrafię tylko ja... Zazwyczaj ludzie zapominają jakie mają hasło, natomiast ja przez 2 tygodnie (gdy stwierdziłam, że może coś napiszę) zastanawiałam się jaki jest mój adres... Hasło weszło bez problemu.
Dostałam pokój 1-osobowy. Są tego plusy i minusy. Z jednej strony się cieszę, bo odzyskałam prywatność i spokój... Z drugiej- nie mam z kim rozmawiać... Przez to chyba coraz bardziej się izoluję.
Ludzie mnie obecnie strasznie denerwują. Jadę autobusem i ciągle myślę: "Niech ta osoba się odsunie, niech mnie nie dotyka", "Niech tutaj nie siada". Jedyne miejsce, w którym nadal akceptuję ludzi, to koncerty i konwenty. Zauważyłam też, że zaczęłam się nieco bardziej udzielać towarzysko: tutaj koncert, tam konwent, potem kolejne 2 koncerty... Tylko strasznie jeździć samemu...

Zaczyna się też zmieniać moje podejście do świata i ludzi. Nie zwracam uwagi na otoczenie, mówię wszystko, co myślę nie przejmując się opinią innych i czy mnie polubią. W dodatku mam w planach kupić sobie kolejne gorsety i uzupełnić trochę garderobę przed Castle Party.
TAK- kupiłam już bilet... Oczywiście w domu nic o tym nie wiedzą... Już wyobrażam sobie reakcję moich dziadków... szczególnie bardzo katolickiej babci.

Zaczęłam też na powrót mocno się malować i coraz bardziej zastanawiam się nad zmianą fryzury- czy zafarbować je, czy obciąć. Mam ochotę na jakieś "drastyczne" zmiany wyglądu.
Udało mi się już zrzucić kilka zbędnych kilogramów. Przeszłam na wegetarianizm.
Ale ciągle czegoś mi brakuje. Moje włosy są do niczego... Chyba za bardzo przywykłam do krótkich włosów, żeby ponownie je zapuścić... Szkoda :(
Mówi się, że goth powinien mieć długie włosy. Tylko dlaczego?! Nie potrafię tego zrozumieć- przecież głównym założeniem jest dążenie do oryginalności, wypracowania własnego stylu... a nie podążanie za głupią modą...

Mam też pewne postanowienia dotyczące przyszłości. Nie wiem jednak czy można je nazwać noworocznymi ;P
Przede wszystkim zaczęłam robić prawo jazdy (w końcu!) i może uda mi się za 10x zdać... Mam dość tłuczenia się autobusami i pociągami. Głupich spojrzeń ludzi. Przynajmniej bez problemu dostanę się na każdy wakacyjny festiwal ;)
Drugie postanowienie jest zależne od pierwszego. To znaczy... Po otrzymaniu prawka i kupnie samochodu mam zamiar kupić sobie psa... Ale nie byle jakiego: wilczaka czechosłowackiego. Tylko że to będzie dopiero za jakiś rok (trzeba poczekać na szczenięta), chociaż zastanawiam się czy w międzyczasie nie wziąć sobie kota... najlepiej czarnego... i nazwać go Lucyfer (ale mój ex się wkurzał jak mówiłam mu, że nazwę tak swojego zwierzaka xD).

To chyba tyle na dzisiaj...
Na koniec tylko link do mojej strony na fb: Mroczna dusza

wtorek, 22 września 2015

...

Nie było nawet tak źle jak przypuszczałam. Na stacji byłam sama i zwyczajowo wsłuchałam się w ciszę, co spowodowało, że zaczęłam się nad wszystkim zastanawiać i stwierdzam, że nie potrafię przebywać z kimś w ciszy. Muszę coś mówić, puścić jakiś film lub muzykę. Jeszcze nie spotkałam nikogo z kim potrafiłabym milczeć, nic nie robić- po prostu siedzieć. To samo w pociągu. Żeby się odciąć od ludzi od razu założyłam słuchawki i zaczęłam słuchać Inkubus Sukkubus.
Jako że stacja otoczona jest chaszczami i drzewami, zaczęłam się zastanawiać też nad czymś innym. Zauważyłam bowiem, że to nie zwierząt, a ludzi się boję. Idąc na spacer do lasu, rozglądam się wokół, ale mój wzrok nie wypatruje dzików lub węży (tego zresztą też), lecz czającego się w okolicy zboczeńca, nożownika lub gwałciciela. Moim zdaniem to chore obawiać się przedstawicieli własnego gatunku, jednak najwyraźniej jesteśmy istotami nieskorymi do pokojowej koegzystencji...
W domu mam luzy. Jako że zdałam dzisiaj ostatni egzamin i oddałam indeks, to mogę robić, co chcę: oglądać filmy, pisać opowiadania i rysować bez ciągłych pytań czy się uczę... Tak, wiem. Dalej traktują mnie jak 10-latkę, ale ich "troska" jest uzasadniona, bo straszny ze mnie leń. Oprócz tego udało mi się nie popaść w żadne konflikty... a to już w moim przypadku sukces.
Jeszcze tydzień i czeka mnie przeprowadzka do akademika, a potem koniec laby i nauka. Co ja wygaduje?! Nauka to się zacznie, gdy ogłoszą, że zbliża się sesja, więc trzeba napisać kolokwium ;p Co prawda planowałam chodzić na wszystkie wykłady i w ogóle, ale znając mój słomiany zapał, to znowu nic nie wypali i będę chodzić tylko na ćwiczenia... Szczególnie, że muszę jakoś pogodzić 2 plany zajęć...

poniedziałek, 21 września 2015

Prośba...

Skoro nie wiem jak o tym pisać, to jak mam o tym mówić. Mam ochotę krzyczeć, rzucić czymś i kopnąć coś porządnie. Wszyscy myślą, że jeśli się uśmiecham, to mam się dobrze. Ale to nieprawda! Moje demony wróciły i znowu mówią, że nikomu na mnie nie zależy. Jestem taka nijaka, że nigdy nie znajdę miłości, bo nikt mnie nie zechce. Przyjaciele już dawno o mnie zapomnieli, nie napiszą... nie zadzwonią... Ludzie na uczelni praktycznie ze mną nie gadają... Dla mamy jestem tylko pomocą domową- załatwić coś, przynieść... Mam już dość!
Z drugiej strony wiem, że nawet gdybym chciała to wszystko z siebie wyrzucić, to nic nie zyskam. Spodziewam się ich reakcji i wiem, że nie otrzymam od nich wsparcia. Śmiech, niepochlebne komentarze, zlekceważenie moich uczuć... Nie potrzebuję, aby ktoś jeszcze dokarmiał mojego demona...
Im więcej czasu spędzam sama, tym mniejszą mam ochotę wychodzić do ludzi. Książki, filmy, muzyka i moja twórczość- jak na razie to wszystko, czego potrzebuję. Przypuszczam, że tak zostanie, a jutro czeka mnie test: ostatni egzamin do zdania. Zabieram ze sobą notatki i mp4, więc może jakoś wytrzymam...
Chciałabym spotkać ludzi podobnych do mnie: mrocznych, zafascynowanych wampirami, wilkołakami i magią... Kogoś z kim mogłabym napić się wiedźmińskich eliksirów i podyskutować o twórczości Edgara Allana Poe. Więc jeśli jakimś przypadkiem tu trafisz... to pozostaw jakiś znak... żebym wiedziała, że nie jestem sama...

Śmierć...

Zastanawialiście się kiedykolwiek nad śmiercią? Mnie to często spotyka... Boję się starości, bólu śmierci, nieuchronnego końca. Chciałabym znaleźć sposób, by pozostać już na wieczność 20-latką. A jeżeli to nie jest możliwe? Kiedy czytałam Quo vadis w pamięć zapadła mi szczególnie samobójcza śmierć Petroniusza... Byłam chyba jedyną osobą, która stwierdziła, że to była piękna scena. Sprawiło to, że zaczęłam zastanawiać się jak wyobraziłabym sobie idealne samobójstwo i tak oto powstał ten oto wiersz:

Morze mnie wzywa, śmierci cichy zew
Alkohol i tabletki- oto zestaw idealny
I nóż co żyły podciął me.
Układam senne ciało na ciepłym piasku
Wzburzone fale okrywają mnie...

Unoszę na chwilę ciężkie powieki 
Spoglądam na Luny pełną tarczę
I słyszę jej nieme wezwanie.
Powoli morze zabiera krew z życiem
Lecz ja oto już nie dbam...

sobota, 12 września 2015

Wilki w nas

Czytałam wczoraj ciekawy blog i znalazłam tam komentarz, który skłonił mnie do rozważań. Przytaczał tam konkluzję indiańskiego powiedzenia o wilkach... że wygrywa ten, którego karmimy. Moim zdaniem nie było to zbyt konstruktywne i sugerowało, że ta osoba po prostu chciała w jakiś sposób podsumować post. Niemniej nie mnie to oceniać. Przede wszystkim liczy się efekt, który wywołało to w mojej głowie. A chodziło o zestawienie tego przysłowia


z pewnym komiksem, który wstawiła na swojego bloga autorka, a który zamieszczam poniżej:

Zaczęłam zastanawiać się nad sensem tych dwóch obrazów. Czy jeśli mam w sobie demona, który sprawia, że obniża się moja samoocena, myślę o sobie źle... to karmię złego wilka? Nie wydaje mi się. Zły wilk nakłania nas do złego: zazdrości, pychy, złości... A przecież takie osoby, ze swoimi problemami, zazwyczaj są fantastycznymi osobami. 
Można powiedzieć, że też mam takiego demona... ale nauczyłam sobie względnie z nim radzić. To wcale nie znaczy, że mnie nie dopada. Czasami wydaje mi się, że ludzie tak naprawdę mnie nie lubią, wykorzystują, a za plecami obmawiają. Mam kompleksy- jak większość, ale je ukrywam. Czy to powoduje, że karmię tego złego? Moim zdaniem NIE! W końcu zawsze staram się być uprzejma, pomocna i miła. Owszem, nie zawsze mi to wychodzi...
Przyznaję, że takie twierdzenia mnie wkurzają. Masz problemy ze sobą, nie potrafisz zaakceptować siebie, swoich wad- jesteś zły. Dlatego potem izoluję się od reszty ludzi. Wolę sobie siąść w kącie i słuchać muzyki niż krytykować innych.
Tęsknię za czasami, kiedy tworzyło się paczki podobnych charakterów... Zawsze mogliśmy liczyć na siebie: wzajemna pomoc w nauce, wspólne wagary, przenocowanie u siebie... i przede wszystkim wspólne ogniska. Szkoda, że to się już skończyło. Każdy wylądował w innym mieście i kontakt się urwał. A sami o sobie mówiliśmy wilcza sfora...

piątek, 11 września 2015

Życie i jego kres

Zastanawialiście się kiedyś, dlaczego życie tak boli? Tak wiele osób mnie zawiodło- przyjaciół, o których myślałam, że już tutaj zostaną, chłopaków, którzy potraktowali mnie jak zabawkę... Czasami zastanawiam się czy nie lepiej się odizolować od tego świata. Pozostać przy tych, co do których mam 100% pewności, że mogę na nich liczyć.
Cały czas myślę o tym, dlaczego tak jest. Zagubiliśmy gdzieś całe człowieczeństwo. Każdy patrzy tylko na siebie, udaje przyjaciela, by w momencie, gdy najbardziej go potrzebujemy, wbić nam nóż w plecy. Szukamy pochwał, akceptacji i sukcesu, który ma zapewnić nam uznanie oraz prestiż materialny. Cieszę się, że się z tego wyleczyłam.
Zauważyłam to dość niedawno. Po tylu latach chodzenia w gorsetach i glanach, przestałam zwracać uwagę na spojrzenia innych. Ale moi przyjaciele jeszcze nie przywykli do tego, że gdzie nie pójdziemy tam wszyscy na nas patrzą (głównie z mojego powodu)...
Nie potrzebuję akceptacji, słowa przestały mnie ranić... Ale dalej trudno mi zrozumieć podłość ludzi. Gdy widzą cierpienie innych, zamiast podejść i chociaż spróbować pomóc, wolą obśmiać i jeszcze bardziej pognębić. Nie mówię tu o moich rówieśnikach, ale o tych młodszych- gimnazjalistach. Wiem, jak było te kilka lat temu: wyzwiska, śmianie się, wytykanie palcami, robienie wrednych "psikusów"... Taa, przeszłam przez to. I zdaję sobie sprawę, że odkąd opuściłam mury tamtego budynku wiele się zmieniło... Niestety na gorsze.
Od razu kojarzy mi się to ze zwierzętami, gdzie przeżyją tylko najsilniejsi. Co Cię nie zabije, to Cię wzmocni? I tak, i nie. Wszystko zależy od człowieka. Ja się uodporniłam, słowa mnie już nie potrafią zranić, ponieważ nauczyłam się je całkowicie ignorować. Stałam się pewna siebie, jednocześnie stając się osobą cyniczną (jak określił to mój ex- sorki, ale od zerwania minął miesiąc i chyba jeszcze nie ochłonęłam... w końcu znaliśmy się od lat). Jednak widziałam osoby, które przez takie traktowanie zamykały się w sobie, stawały się ciche i zakompleksione.
Boję się teraz komukolwiek zaufać... Bo a nuż wykorzysta informacje przeciwko mnie. Fizyczna bliskość nie jest problemem... To słowa, mówienie o swoich myślach, uczuciach, planach i przeszłości stanowi problem. Ale to nie tylko mój problem. Ludzie kierowani namiętnością, powierzchowną znajomością, pobierają się i doczekują potomstwa. A potem się rozchodzą... Pewnie się teraz oburzycie i powiecie, że to wcale tak nie jest.
Zgadzam się, nie zawsze tak jest. Więc może opowiem Wam o swoim przypadku. Ja i Pan K. od zawsze chodziliśmy do tej samej szkoły, ale on był o rok młodszy. Przez wiele lat ledwo zdawaliśmy sobie sprawę z wzajemnego istnienia. Tylko od czasu do czasu staliśmy koło siebie po odbiór nagród. W liceum jednak wszystko się zmieniło. Za sprawą jakiś magicznych mocy zaczęliśmy ze sobą spędzać więcej czasu- a dokładniej w trójkę, razem z jeszcze jednym kumplem. Jego uczucie ujawniło się kiedy zaczęłam studia. Tak mnie zaskoczył, że zgodziłam się zostać jego dziewczyną. Na początku było dobrze. Tylko potem zaczęło mnie męczyć jego zachowanie: śmianie się z wyznawanej przeze mnie pogańskiej wiary, stawiania tarota i bycia na studiach humanistycznych. Nawet spacery, które mnie tak cieszyły nie były dla niego wystarczająco dobre, bo on nie rozstawał się z rowerem. Taa, i jego próba nawrócenia mnie na katolicyzm. Jak każdy mam wady i to, co go denerwowało próbowałam w sobie zdusić... Jednak fajnie by było, gdyby on też starał się pójść na kompromis. Po pół roku miałam tego kompletnie dość... A on jak małe dziecko obraził się i zaczął ignorować moje istnienie.
Ten ból i złość chyba dalej we mnie siedzą. Na szczęście mam znajomych, którzy mnie wspierają i ciągle powtarzają, że nie zasługiwał na mnie, a ja powinnam sobie znaleźć jakieś ciacho, a nie z taką ciamajdą być ;)

Sama nie wiem jakim sposobem z rozważań natury egzystencjalnej przeszłam do użalania się nad moim ostatnim związkiem. Niemniej wróćmy do podstawowego tematu.
Jak już mówimy o życiu, to przydałoby się też zastanowić nad śmiercią. Są ludzie, którzy mówią, że nic nie ma. Ja jednak staram się nie być aż tak wielką pesymistką. Moja wiara zakłada, że po śmierci trafiamy do Krainy Wiecznego Lata i to tam podejmujemy ostateczną decyzję, co dalej. Jak widać moja dusza postanowiła podjąć kolejne wyzwanie i powróciła na ziemię w tym marnym wcieleniu.
Kiedyś przeprowadziłam ciekawą rozmowę na temat życia po życiu. Część ludzi tak boi się przejść na drugą stronę, że zostaje tutaj i staje się niemym świadkiem życia. A jak mu się nie podobają nowi lokatorzy, to i kilka szklanek stłucze albo potrzaska drzwiami.
Aspekt śmierci w ogóle jest ciekawym tematem do rozważań. Ludzie tak boją się opuścić dotychczasowe życie, że za wszelką cenę pragną znaleźć sposób, żeby oszukać śmierć. Kiedyś tego nie było. Ludzie żyli z dnia na dzień, bardziej szczęśliwi, nikt nikomu nie zazdrościł, a śmierć była tylko kolejnym etapem wędrówki. Na pogrzebie ludzie ucztowali, cieszyli się, że ich krewny i przyjaciel powrócił do krainy przodków. Obecnie nawet jeżeli człowiek jest gotowy by udać się na wieczny spoczynek, to zawsze znajdzie się osoba, którą kocha i która będzie błagać by nie odchodził, chociaż oznacza to dla niego tylko dłuższe cierpienie.
Polskie cmentarze są ciche i smutne. Nikt nie przyjdzie tak po prostu by porozmawiać ze zmarłym. A przecież to, że go nie ma z nami nie znaczy, że nas nie słyszy. Zazwyczaj przypominamy sobie o nich 1 listopada i organizujemy pielgrzymki na groby... A i tak ogranicza się to tylko do krótkiego wyklepania formułki, zapalenia znicza i wymienienia kilku uprzejmości ze spotkanymi krewnymi i znajomymi. I chyba właśnie z tego powodu przytłacza mnie to święto. Wolę poczekać aż ten rozgardiasz się skończy, ludzie wrócą do domów lub pojadą w dalszą drogę...
Kocham tego dnia (a raczej nocy) przejść się w okolice cmentarza i zrobić kilka zdjęć. Dla wielu z Was to co najmniej dziwaczne, ale nigdy nie widziałam niczego piękniejszego niż migoczące płomienie świec.

Tysiące złotych blasków spogląda na mnie
Są niczym dusze tych, co odeszli
Pragną by ktoś o nich zawsze pamiętał
Dlatego migoczą w nocy.

Więc chodź zagubiony wędrowcze
Spocznij na ławce koło mnie
I powiedz o smutku, który skrywasz na dnie
Bo ja Cię zawsze wysłucham.

czwartek, 10 września 2015

Wewnętrzny gniew

Oczywiście dzisiaj znowu musiałam wybuchnąć! Wszyscy coś ode mnie chcą, a to czego ja chcę już nikogo nie obchodzi. Dziadek ciągle mi truje, że się nie uczę do poprawki i pewnie nie zdam, a przecież większość dnia go nie ma i nawet nie widzi, że od tygodnia po kilka godzin dziennie spędzam nad notatkami... Przynajmniej z babcią mam względny spokój. Zazwyczaj.
To samo moja mama. Ciągle karze mi grzebać w starych rzeczach i szukać przyborów szkolnych, bo przecież moje "kochane" rodzeństwo właśnie zaczęło szkołę i trzeba im zrobić wyprawkę. Tylko dlaczego sama nie może tego poszukać? Przecież ja już i tak tu praktycznie nie mieszkam, bo większość roku spędzam w akademiku. Na szczęście za 20 dni przeniosę się z powrotem do akademika. Mam tylko nadzieję, że dostanę ten jednoosobowy pokój (to się okaże za tydzień) i nie będę go musiała z nikim dzielić. W zeszłym roku jeździłam do domu tylko dlatego, że najpierw mieszkałam z koleżanką, która okazała się osobą nie do zniesienia, a potem z kolejną laską. Była nawet spoko, ale przyzwyczaiłam  się do samotnego przebywania i brak możliwości przebywania w odosobnieniu był dla mnie nie do zniesienia.
Nie... Dzisiaj muszę iść wcześniej spać... Pewnie jutro znów czeka mnie pobudka przed 9:00 rano, więc przydałoby się nieco więcej snu niż te 4-5 godzin, bo potem wyglądam jak zombie i wkurzam się na cały świat, a poza tym ile można wspomagać się energetykami... I koniec z użalaniem się nad sobą. Nie widzą zmian we mnie, to już ich problem. Brak we mnie obecnie jakichkolwiek chęci by ustępować im. Jestem w bojowym nastroju! Albo się z tym pogodzą, albo będą mieli wojnę. To już ich wybór.

środa, 9 września 2015

Być wampirem

Kolejna noc, kiedy zamiast spać, patrzę przez okno, oglądam horrory albo słucham muzyki... A potem śpię do południa.
Zastanawialiście się kiedyś nad istnieniem wampirów? Ja, tak. Mam to szczęście (albo nieszczęście- w zależności jak na to patrzeć), że sama należę do tego rodzaju. Nie mówię tu jednak o postaciach filmowych, ale o wampirach energetycznych. Co to w praktyce oznacza? Nie zyskałam ani specjalnej urody, ani niezwykłych umiejętności. Jestem po prostu chorowitą osobą, której pomaga pobieranie energii od innych. A, że wyglądam jak wampirzyca to już inna sprawa...
W przeciwieństwie do emocjonalnych wampirów nie robię nikomu krzywdy. Dawca nawet nie zauważa, że zabrałam mu trochę energii. Dlatego tak kocham koncerty... Ten złoty brokatowy płyn aż wiruje w powietrzu i sam wsiąka w moją duszę...
No, ale w sumie ostatnio zaczęłam się zastanawiać nad istnieniem tych mitycznych wampirów- nieśmiertelnych i pięknych. I tu właśnie pojawiają się wątpliwości... Czy oni na pewno są piękni? A może to maszkary jak na starych filmach grozy?
W moim umyśle jednak na zawsze na pierwszym miejscu pozostaną te piękne, wyjęte wprost z filmu "Wywiad z wampirem". Przystojni mężczyźni, nieco niebezpieczni, śpiący w trumnach i obawiający się blasku słońca... Ach, spotkać takiego. Najwyraźniej lubię ryzyko ;)
Zastanawiam się czy to klątwa czy błogosławieństwo? Kara czy nagroda? Z jednej strony stajesz się pociągającym i masz w sobie erotyzm, który przyciąga... ale z drugiej strony musisz pić krew, słońce nie jest już Twoim przyjacielem. Chociaż obecnie większość życia i tak toczy się nocą, więc wampir nic nie traci...
Bogini, jakże chciałabym mieć okazję porozmawiać kiedyś z prawdziwym krwiopijcą. Nawet jeżeli miałaby to być ostatnia rozmowa w moim życiu... Odkryć ten zakazany świat skrywany przed zwykłymi śmiertelnikami...

wtorek, 8 września 2015

Niezauważona

Powinnam się śmiać czy płakać? Ciągle mnie to zastanawia...
Od kilku dni nie komunikowałam się ze znajomymi, ale dla nich to nic niezwykłego. Każde z nich ma swoje życie i nie jestem im do niczego potrzebna. Nikt nie zadzwoni, nie napisze... Chociaż nie, zapomniałam o Julce, która chce się ze mną spotkać w weekend. Tylko że dziewczę jeszcze nie wie, że znowu pogrążyłam się w mroku. Można powiedzieć, że ich przyjazna, wiecznie uśmiechnięta Noki umarła i teraz pozostała tylko ta jej gorsza, wredna strona, czyli ja ;)
Zapewne kiedy zmienię profilowe na fb, to najbliższe mi osoby od razu zorientują się w moim nastroju i pewnie niektórzy z nich wzniosą kielich na moją cześć :P
Po ostatnim półrocznym związku dochodzę do trzech konkluzji:
1. Nie znalazłam jeszcze żadnego faceta, który byłby w stanie zatrzymać mnie na dłużej i jest to chyba moja wina. W końcu spotykałam się z całkowitym przeciwieństwem mojego wymarzonego Czarnego Księcia. Pragnę być zniewolona... porwana w wir namiętności. Wiecie, na granicy miłości i nienawiści. Przyszpilona do ściany i by ukradziono mi pocałunek... Tak, już wyobrażam sobie te mroczne wizje. Szkoda, że nie widzicie mojego uśmiechu...
2. Jeżeli punkt pierwszy okazałby się do dupy i okazałoby się, że po prostu nie należę do osób przeznaczonych do trwania w stałym związku, to mogę już oznajmić wszem i wobec, że bynajmniej  nie zamierzam wyrzec się seksu (taa... i to mówi dziewica), bo po prostu jestem zbyt namiętną osobą. I teraz pewnie zastanawiacie się nad tą sprzecznością. Otóż dotąd nie znalazł się żaden śmiałek, który byłby w stanie... okiełznać mnie, podporządkować.
3. I chyba najważniejsze- nie zamierzam dalej ukrywać swojej natury, a to oznacza drastyczną zmianę całego mojego wizerunku. Kupno kolejnych gorsetów, cmentarnych spódnic, kolii i powrotu do czarnych włosów. Może kiedyś odważę się zamieścić tu moje zdjęcie. Ha!

Podsumowując: tylko najlepsi przyjaciele będą w stanie wytrwać przy moim prawdziwym sukowatym "ja". Tylko błagam- nie wyobrażajcie sobie od razu pustych lal z amerykańskich komedii. Jestem bardziej sarkastyczno-ironiczną czarną księżniczką z wrednym uśmiechem i tajemnicą w oczach. A przynajmniej za taką się uważam ;)

poniedziałek, 7 września 2015

Przywitać nadszedł czas...

Powinnam na początek powiedzieć kilka słów o sobie. Ale tak naprawdę nie mam na to ochoty... W końcu piszę ten blog dla siebie, a nie by zdobyć uznanie u innych.
Ktoś mi kiedyś powiedział, że jesteśmy zbyt wrażliwi na ten świat. Usłyszałam porównanie do Upadłego Anioła, który zmuszony do życia na ziemi nie może odnaleźć się w społeczeństwie. Jest w tym chyba trochę prawdy. Zbyt podatni na zranienie, dostrzegający rzeczy, które inni pomijają, przytłoczeni codziennością... Ukrywamy się pod czarnymi ubraniami, makijażem i odstraszającym spojrzeniem. To jest nasza zbroja oddzielająca tragicznych romantyków od zła tego świata...
Popełniłam jeden kardynalny błąd. Myślałam, że moje gotyckie usposobienie to był przejaw młodzieńczego buntu... Zwykły wymysł nastolatki. Wraz ze studiami chciałam wszystko zmienić... a przede wszystkim siebie. Zaczęłam ubierać się jak wszyscy, czytać magazyny modowe i prowadzić bujne życie towarzyskie... i tylko moje zainteresowania pozostały takie same, równocześnie będąc nieco odmiennymi.
Tylko że teraz zdaję sobie sprawę, że to była maska, pozory normalności, udowodnienie sobie, że nie jestem odmieńcem. Ale te kilka miesięcy udowodniło mi jak bardzo się myliłam. Stłamszenie prawdziwej osobowości spowodowało, że obecnie jestem w totalnej rozsypce i minie kilka dni zanim je wszystkie pozbieram i złożę na nowo...
Przepełniają mnie tysiące myśli i uczuć: gniew, smutek i jeszcze kilka innych, których nawet nie potrafię w tej chwili nazwać. Czuję się uwięziona w tej skórze i tych czterech ścianach... Mam ochotę wybiec z domu i wbiec głęboko w las aż opadnę całkiem z sił, a kłębiące się we mnie emocje znajdą w końcu ujście.
Mam to szczęście (chociaż może nie wszyscy to postrzegają w taki sposób), że mój nastrój wznosi mnie na wyżyny, a nie ściąga na dół. Nigdy nie czułam potrzeby, żeby się ciąć i sądzę, że tak pozostanie. W zamian za to tworzę: rysuję, piszę... i myślę. Kreuję idealne obrazy, które nie mają prawa się ziścić...