wtorek, 8 grudnia 2015

Będę o Tobie zawsze pamiętać...

Głupi motor... Prędkość, chęć zaszpanowania. Ale wiem, że nie potrafiłeś inaczej. Musiałeś żyć na pełnych obrotach. Nie wiem, co chciałeś udowodnić tamtego dnia. A może wcale nie o to chodziło? W końcu było świeżo po deszczu, a to był ostry zakręt... Na początku nie chciałam uwierzyć, że to o Ciebie chodzi, wmawiałam sobie, że to pomyłka. Ale to byłeś naprawdę Ty... Nawet nie potrafisz sobie wyobrazić jak się wtedy czułam... Tysiące myśli przelatywało mi przez głowę, ale ten jeden głos zagłuszał inne... że Ciebie już tu nie ma...

Dokładnie 2 lata mijają odkąd pożegnałam swojego przyjaciela. Był dla mnie znacznie kimś więcej... Przyjaciel, powiernik, miłość mojego życia, brat krwi... Zginął jadąc motorem. Stracił panowanie nad pojazdem i uderzył w drzewo. Zginął na miejscu. To nadal boli... Więc wybaczcie mi, że dzisiaj już nic więcej nie napiszę... Jutro może też nie...
Byłam dzisiaj na cmentarzu. Życzyłam mu szczęścia... gdziekolwiek jest. Na koniec zostawiam Wam wiersz napisany tuż po tym, gdy straciliśmy tę czarną iskierkę życia...

Czekałam na telefon
Miałeś powiedzieć, że już jest lepiej
Płakałam wmawiając sobie, że jeszcze mam czas
Ale Ty już wtedy nie żyłeś
A ja nie mogłam zapytać dlaczego...
Czy to była moja wina?
Poczucie pustki mnie przytłacza
Mam nadzieję, że na mnie czekasz
Powitasz dawno zapomnianym uśmiechem.

Udawałam przed światem
Mówiłam, że cierpienie odeszło
Oszukiwałam wszystkich jak zawsze
I tylko Ty wiedziałeś, że kłamię
Niewidoczny przyjaciel czekający na mnie
Kiedy wszyscy odeszli
Wiedziałam, że to koniec
Nie pożegnałam się z nimi
Ale nie było już na to czasu.

List pełen uczuć skropiony łzami mej miłości
Czekał aż ktoś go znajdzie
Krew kapała z przeciętych nadgarstków
Pozwalając w końcu spokojnie zasnąć
Ty już czekałeś, tuląc mnie do siebie
Zamknęłam oczy z uśmiechem na twarzy
Lecz nie dano mi umrzeć
Obudzono gwałtownie w szpitalu
Krzycząc, że jestem idiotką- jak Ty...

Tym razem widziałam Cie wyraźnie
Mojego czarnego księcia z kolczykiem w wardze
Wyciągnąłeś rękę, wołając do siebie
A ja poszłabym nawet za Tobą do piekła
Podałam swą dłoń, opuszczając ciało
Zostawiając cierpienie ziemskiego świata
By trafić do miejsca, gdzie naprawdę należę
I tylko prosta linia martwego serca
Mówiła, że mnie już tu nie ma...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz