poniedziałek, 30 listopada 2015

Spostrzegawczość

Właśnie się zorientowałam, że przerwa w publikacji wynosiła równo 2 miesiące... I zauważyłam to po 8 dniach! W sumie to dopiero dzisiaj przeczytałam, co napisałam we wrześniu...
Dość sporo zmieniło się od tamtego czasu.
W październiku mieszkałam z nową osobą- ekstrawertyczką. Próbowałam się z nią porozumieć, ale nic z tego nie wyszło... To tak jakbym rozmawiała z kosmitą. Równie dobrze mogłabym być z Alfa Centauri xD
Wiecie... to był czas zagłuszania wszystkiego. Albo chodziłam po sklepach (głównie Empik i Claire's), albo siedziałam ze słuchawkami na uszach. Przebywanie z wiecznie radosną osobą jest męczące... Szczególnie dla introwertyka...
Po miesiącu załatwiłam sobie pokój 1-osobowy i to w sumie wtedy znalazłam wenę na ponowne pisanie ;)

Mam ostatnio filozoficzny nastrój i ciągle gdzieś odpływam myślami... Stwierdziłam, że ze mną jest coś nie tak... Boję się panicznie zaangażowania. I to nie tylko w kwestii związku, ale i przyjaciół... Jeżeli ktoś się za bardzo zbliży, to robię krok w tył... Czasami oznacza to ograniczenie spotkań, innym razem zerwanie kontaktu na tydzień lub dwa... A w drastycznych przypadkach całkowite odcięcie się od drugiej osoby...
Moim największym lękiem jest chyba odrzucenie i wolę pierwsza się odsunąć, bo wtedy mniej to boli :(
Są chyba tylko 2 osoby, które trwale goszczą w moim życiu od kilku lat: Kasia i Julka. A od niedawna do bliskich osób mogę też zaliczyć Igora... Mniejszą więź, ale stały kontakt mam z Klaudią i Katie. Tu się w sumie zamyka cała lista przyjaciół i bliższych znajomych.
Może w ciągu kilku nadchodzących miesięcy zdołam powiększyć tę listę o kilka kolejnych nazwisk.
 Niemniej zdaję sobie sprawę z innego faktu... Nigdy nie zbuduję trwałego związku. Nie jestem w stanie. Za bardzo się boję, że ktoś znajdzie we mnie skazę, która umniejszy moją cenność na tyle, że zostanę wyrzucona jak zepsuta zabawka.
W ten sposób rodzi się też Skaza. Zamykam swoje serce. Obiecałam sobie, że już nikt nie znajdzie do niego drogi... nie zrani mnie. To nie znaczy, że zamierzam zrezygnować z mężczyzn, kokieterii i flirtu... Absolutnie nie! Po prostu potraktuje ich jak zabawki, które kiedy się znudzą, można zmienić na nową... Albo po prostu będą moimi kolegami...
Tylko mały, cichutki szept mówi, że nie dam rady... Że jestem zbytnią romantyczką i gdzieś tam zawsze na dnie serca będzie się tlił mały płomyk nadziei, że znajdę prawdziwą miłość... Tylko, że od dzisiaj zamierzam posłuchać rozumu, a nie serca...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz